czwartek, 7 lutego 2019

Kto pod czyją kołdrą siedzi... czyli subiektywny komentarz bieżący.

Nie jestem raczej osobą śledzącą na bieżąco wszystkie obyczajowe ploteczki. Nie wiem, kto z kim, dlaczego i jak długo. Raczej odnotowuję takie wiadomości rykoszetem, gdy przeglądam newsy polityczne lub codzienne. Teraz chyba nawet najbardziej szanujący się portal od czasu do czasu umieści jakąś wrzutkę dla gawiedzi, a jak nie on, to komentatorzy na pewno dodadzą coś od siebie i dodając dwa do dwa wychodzi nam, że taka czy taka to już urodziła, a tamten to na pewno zdradza żonę...
I powiem Wam szczerze, że czasem takie nowości fajnie się czyta. Miło jest dowiedzieć się, że ktoś się dobrze bawi, komuś się powodzi albo jest szczęśliwy. Ale nic na siłę, nie wszystko młotkiem, z taktem i umiarem, bez pozostawiania niesmaku i zażenowania, a tego niestety mediom (i nie tylko mediom) ostatnio brakuje.


Włażenie z buciorami w czyjeś życie chyba leży w naturze Polaków. Nic tak nie podgrzewa dyskusji, i nie przyciąga uwagi jak zajrzenie komuś pod kołderkę, sprawdzenie czy tam oby skład osobowy się zgadza, czy wszystko odbywa się zgodnie z obyczajem i przyjętymi regułami. Mało tego, gdy już wiemy, kto, z kim i w jakiej pozycji, to przecież nie możemy pozostać obojętni na to, co je na śniadanie lub w jakim kolorze ma narożnik w salonie. A jak ktoś ku swojemu nieszczęściu uchyla rąbka tajemnicy, bo na przykład prowadzi instagrama lub od czasu do czasu coś napisze na FB, to uzurpujemy sobie prawo do całej wiedzy, do całego życia, do zaglądania przez okno o każdej porze dnia i nocy. Bez umiaru, wyczucia czy zgody osoby podglądanej.

Celebryci wydają się nam naszym dobrem narodowym. Oni (ostatnio trafiłam na taki komentarz w sieci) zarabiają dzięki temu, że my ich oglądamy. Poniekąd pewnie tak jest, ale każdy wyznacza nam jakieś granice. Jedni dbają o swoją prywatność i bronią jej jak niepodległości, a inni opowiadają o niej na lewo i prawo wpuszczając paparazzi nawet do toalety. Nie mnie oceniać te ramy, każdy ma swoje, ale my, odbiorcy powinniśmy je uszanować, jakiekolwiek by nie były. I my (przynajmniej część z nas) może je szanuje, ale duża część społeczeństwa kupuje wszystko jak leci, byle intymne, najbardziej skandaliczne, byle tylko choć trochę dotknąć tego "wielkiego świata", a tabloidy i media wszelkiego rodzaju to wykorzystują i prześcigają się w "łapaniu" gwiazd we wszystkich możliwych sytuacjach...

"Kasia Tusk przyłapana z dzieckiem na rękach"... Ok, rozumiem, że każdy chce wiedzieć czy już urodziła, czy ma drogi wózek, czy (tak, tak) wygląda na zmęczoną i wymemłaną życiem z dzieckiem pod jednym dachem, ale żeby wystawać pod domem dziadków, żeby dopadać pod samochodem. To było słabe i nawet ja żałowałam, że niesiona swoją głupią ciekawością weszłam na tego pożal się Boże newsa. Smutne, że nawet w tak ważnych dla nich dniach, paparazzi nie dali im świętego spokoju. A przecież sama Kasia Tusk przecież prędzej czy później, na swój pełen taktu, gustu i polotu sposób potwierdziłaby narodziny dziecka. Wystarczyło poczekać i mamy uśmiechniętą młodą mamę z psem i wózkiem na jej własnym profilu, z jej inicjatywy, bez "przyłapywania".

Poseł Niesiołowski i zarwane łóżko. Super. Każdego kręcą takie informacje. Zwłaszcza, jak są to jedyne przecieki z prokuratury, która jak wiemy nie od dziś, właśnie rozwalaniem łóżek przez zbereźnych siedemdziesięciolatków się zajmuje. Pal sześć jakieś przekręty. Podobno były, ale dla mediów i zdecydowanej większości ich odbiorców właśnie te seksualne ekscesy są najważniejsze. Pal sześć, że to niesmaczne i nie na miejscu puszczać w obieg takie treści, że każdy z nas (a przynajmniej większość) swoje życie seksualne trzyma w tajemnicy, ale przecież to poseł, osoba publiczna, przecież mamy prawo wiedzieć wszystko, zwłaszcza w tej sferze. To przecież takie ciekawe, a zaspokojenie ciekawości to rzecz święta.

Jest tego wiele. Powielane, puszczane w obieg plotki, cyknięte zza filara zdjęcia, ostatnio nawet nagrywane rozmowy i filmiki. Bez poszanowania prywatności, prawa do odrobiny intymności, do czas wolnego od mediów i rozgłosu. Nawet najbardziej ceniący sobie prywatność nie są w stanie jej obronić, bo w dobie aparatów niemal wszędzie zawsze znajdzie się taki, co będzie szybszy i sprytniejszy. A pamiętam, że jeszcze kilka lat temu trafiło mi się wyjechać na wakacje z dwiema znanymi aktorkami (nie specjalnie, przez przypadek trafiliśmy do jednego hotelu na jednej z greckich wysp) i wiecie co? Nie mam ani jednego zdjęcia, na którym one są. Aparat był aparatem, trzeba było go wyjąć, namierzyć cel i dopiero zrobić zdjęcie. I wiem, że kilka osób tak robiło, ale po co? Udało nam się porozmawiać, popodglądać jak wyglądają wakacje takiej gwiazdy i było fajnie. A mogłam zrobić zdjęcie i byłoby w mediach, że taka czy taka popijają drinki, tańczą na plaży czy inne "normalne" czynności na wczasach.

Zapewne myślenia się nie zmieni. Nadal będą się sprzedawały sensacje najlepiej z seksem w tle, niesmaczne ekscesy lub prywatność. Pozostaje nam tylko omijać te cudowności szerokim łukiem i mieć nadzieję, że pewne granice jednak nie zostaną przekroczone. Choć już teraz niebezpiecznie się uginają.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz