środa, 23 stycznia 2019

Ludzi dobrej woli jest więcej...

Ciężko się pisze o takich sprawach, ciężko dobiera się słowa, by nikogo nie zranić, i żeby swój żal i niezrozumienie pewnych spraw wyrazić w sposób "elegancki" i z klasą. Bo można oczywiście rzucać w tym momencie mięsem, można kląć, krzyczeć i płakać... Ba, nie powiem, że jestem święta i tego nie robię, bo jak najbardziej robię. Ilość łez, jakie wylałam przez ostatni tydzień z kawałkiem, raz z żalu, raz z radości, zdziwiła mnie samą. Złość, jaką wywołała gdańska tragedia, mimo odległości, mimo tego, że w zasadzie dotyczyła obcych mi osób, przerosła moje oczekiwania. Strach, jakim zareagowałam na to, co potem się działo siedzi we mnie do dziś. A iskierka nadziei, radość i wiara w ludzi, która zapaliła się we mnie przy okazji tych wydarzeń sprawiły, że inaczej dziś patrzę na świat.


Powiecie, Prezydent miasta oddalonego o prawie 600 kilometrów od Lublina. Człowiek, którego nie znałam osobiście, ale przyznam, że dzięki działaniom przeciwko niemu miałam okazję przez ostatnie trzy lata dowiedzieć się kim był, jaki był i co robił. Człowiek zdecydowanie z mojej bajki, uśmiechnięty, chętny do pomocy, bliski ludziom. Pewnie bym się nim nie zainteresowała akurat tego dnia, gdyby nie wydarzyło się to co się wydarzyło. Oglądałam kawałek finału, potem zerknęłam na konkurencyjną stację, żeby przekonać się ile sekund w tym roku poświęcili Wielkiej Orkiestrze, popatrzyłam krótką chwilę na światełko do nieba i miałam iść kłaść dzieci spać, gdy pojawił się żółty pasek i wszystko potoczyło się już wiadomym torem. 

Na początku chyba nikt nie podejrzewał, że sytuacja jest na tyle poważna, ale już wtedy wiedziałam, że dla Orkiestry i Owsiaka nie oznacza to niczego dobrego. Gdy padła najczarniejsza z czarnych wiadomość, miałam już przekonanie, że wraz z Panem Prezydentem umarła cała akcja...

A potem stało się coś, co przywróciło nadzieję, co dało wiarę w to, że dobro zawsze zwycięża, i że choć nic nie przywróci tego życia, to ta śmierć i energia, którą normalnie pożytkowalibyśmy na rozpaczanie, na rozpamiętywanie, na zastanawianie się, może zostać spożytkowana do czynienia dobra. Ten ogrom ludzi, ten ogrom zniczy, ten ogrom łez niezrozumienia, ten ogrom słów wsparcia w stronę rodziny, ta siła z jaką temu wszystkiemu stawiali czoła bliscy i przyjaciele Pana Prezydenta... To wszystko do tej pory powoduje łzy wzruszenia, ale i chęć do działania.

Czytam w internecie wpisy obrzydliwe, kąśliwe, obraźliwe, atakujące i hejtujące. Napadają na Pana Prezydenta, na jego rodzinę, na Jurka Owsiaka, na Wielką Orkiestrę, na nas wszystkich, którzy wspieramy i popieramy. To właśnie taka retoryka, takie zachowania, taki przekaz są powodem tej wielkiej tragedii. To przez to wszystko pewnej rodzinie z Gdańska zawalił się świat. Żona straciła męża, dzieci tatę, rodzice syna, a wiele, wiele osób przyjaciela. Gdańszczanie stracili prezydenta. Wielka Orkiestra na chwilę straciła prezesa, swoją opokę, podporę. A my wszyscy straciliśmy wiarę w ludzi. I choć niektórych ran nie da się pozszywać, to ostatnie dni pokazały, że "ludzi dobrej woli jest więcej", że ten jad może się wylewać, może sączyć się cały czas, ale my nie możemy siedzieć cicho. Nie minęło nawet 2 tygodnie od śmierci Prezydenta Adamowicza, a tytuły artykułów, memy, udostępniane teksty, komentarze po prostu przerażają. 

Chciałabym w tym miejscu opisać, co czuję po tej zbrodni. Jak bardzo nie mogę się pogodzić z tym, że w tym momencie, po tych pamiętnych podziękowaniach, po tej zbiórce do puszki, z której był taki dumny, ktoś zrobił coś takiego. Chciałabym napisać, jak to we mnie siedzi i uwiera gdzieś w środku. Chciałabym napisać do wszystkich tych, którzy uważają, że odejście Jurka Owsiaka było "pod publiczkę", że chyba nie mają w sobie człowieczeństwa i uczuć, jeśli uważają, że ten hejt spływał po nim jak po kaczce. Chciałabym napisać, że to rozumiem i wręcz podziwiam za wytrwałość i wiem, że należą mu się wakacje, na które zapewne nie pojedzie, bo znów mu wypomną, że ukradł z fundacji i dorobił się na dzieciach na mrozie. Chciałabym napisać, że płakałam za każdym razem, gdy widziałam te tłumy i byłam dumna, że nasz, lubelski Prezydent reprezentował nasze miasto na pogrzebie niosąc trumnę. Chciałabym napisać, że czuję niemal fizyczny ból za każdym razem, gdy myślę o rodzinie, która w tak nieoczekiwany sposób została pozbawiona męża, ojca, syna... I tak, uważam, że pogrzeb był iście królewski (jak to napisały francuskie media), bo taki miał być. I tak cieszyłam się z tego, że Owsiak zdecydował się wrócić do fundacji. I napiszę, że śledziłam losy "ostatniej puszki Pana Prezydenta" i chyba nic dawno nie sprawiło mi radości jak te zebrane 16 milionów, których maleńki ułameczek, maleńki promilik to mój wkład. Po tym wszystkim jeszcze bardziej chce się pomagać. Działać, żeby to, co tak tragicznie się zaczęło miało swoją piękną kontynuację, żeby ta iskierka, która zapaliła się w ludziach zapłonęła żywym płomieniem. To niesamowite, jak ludzie tak różni od siebie potrafią się jednoczyć. Wykorzystajmy ten zryw w słusznym celu, nie dajmy się ponieść złym emocjom, nie myślmy o sprawcach, ale wyciągajmy konsekwencje.

Chciałabym zapewne napisać wiele więcej, gdybym umiała i gdybym potrafiła zebrać myśli i emocje, ale było tego tyle, że zwyczajnie nie potrafię.

PS. Wspieram WOŚP i będę wspierała do końca świata i jeden dzień dłużej i żadne obraźliwe słowa tego nie zmienią. Siema.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz