piątek, 11 stycznia 2019

Pomysł na ferie... Zalesie Mazury Active Spa... czyli miejsce, do którego chce się wracać.

Nowy Rok już rozgościł się na dobre. Za oknem zima na całego, piękna choć nieco uciążliwa i w tej uciążliwości męcząca. Znużenie brakiem słońca, pałętającymi się po dzieciach infekcjami, zawirowaniami osobistymi, pracowniczymi i rodzinnymi w tym roku zdecydowanie przyszło wcześniej i wcześniej przyszła tęsknota za oderwaniem się od tego wszystkiego choćby na chwilę. Przydałby się odpoczynek, ale gdzie??? Ciepłe kraje za drogie, a te tańsze też nieco niepewne, zimne kraje za zimne, nasze kraje niepewne. Można planować, kombinować, ale to kosztuje więcej wysiłku niż potem jest wypoczynku. Po konsultacjach, naradach i jęczeniach dzieci postawiliśmy na sprawdzone i niezawodne rozwiązanie...
 

Bo jest takie miejsce, do którego wracamy już nie pierwszy raz, a które za każdym razem wydaje nam się ciekawsze, bardziej atrakcyjne, a zarazem takie swojskie, znajome i "nasze". Miejsce, gdzie zawsze odpoczywamy, gdzie dzieci się nie nudzą, gdzie chcą wracać i gdzie zawsze panuje fajna atmosfera. Może mamy daleko, może droga jest męcząca, ale dla klimatu, niepowtarzalności warto jechać nawet cały dzień, żeby potem zobaczyć radość na twarzy dzieciaków. I wierzcie mi, szukałam, przeglądałam oferty, zasięgałam języka i miejsca z takim wachlarzem atrakcji dla wszystkich nie znalazłam nigdzie.

Zalesie Mazury Active Spa to ośrodek położony niedaleko Olsztyna, na uboczu, w spokojnej, malowniczej okolicy, nad brzegiem czystego, pełnego ryb jeziora. Kompleks dwóch budynków mieszkalnych, spa, basenu, restauracji połączonych korytarzami, że gdyby się oprzeć można wcale nie wychodzić na zewnątrz. Naokoło las, górki i piękne krajobrazy zarówno latem jak i zimą. Cisza, spokój. Hotel stworzony specjalnie z myślą o rodzicach i ich pociechach przez ludzi, którzy zdecydowanie wiedzą czego nam potrzeba.



Ośrodek skupia się przede wszystkim na zapewnieniu dzieciakom zajęć, żeby czas tu spędzony nie był czasem zmarnowany, przenudzonym, wlekącym się jak flaki z olejem.
Mamy zatem cały wachlarz animacji. Począwszy od rana aż po wieczór. Zajęcia plastyczne, ruchowe, kreatywne. Dla młodszych i dla tych starszych. Z udziałem rodziców, jak i bez ich udziału. Nad całością czuwa grupa świetnych animatorów,  z niesamowitym podejściem do dzieci i z wiecznym uśmiechem na twarzach. Radocha jaką sprawia naszemu Filipowi własnoręcznie zrobiona ciastolina lub ukręcony lizak jest bezcenna, a różnorodność tego wszystkiego sprawia, że naprawdę nie sposób się nudzić.
Mamy też zajęcia dodatkowe, konkursy rodzinne, tematyczne animacje, dyskoteki, zumbę, ćwiczenia na basenie, jazdy na kucyku i inne, równie ciekawe, które pojawiają się w trakcie pobytu niespodziankowo. Jest tego tyle, że żal ruszać się gdzieś poza teren ośrodka w obawie, że coś się przegapi. Na brak rozrywek dzieciaki nie narzekają, a wieczorem padają zmęczone jak muchy dając nam odsapnąć...


Bo dla rodziców Zalesie również ma wiele atrakcji. Prócz animacji wspólnych z dziećmi, są też zajęcia już tylko dla dorosłych. Jest i zumba dla dorosłych, jest aqua aerobic, są zajęcia na siłowni z trenerem, są zajęcia ruchowe na zewnątrz. Można popływać na basenie, poćwiczyć na siłowni,  skorzystać z uroków świetnie wyposażonej strefy spa i wreszcie można oddać się w ręce specjalistów, dać się  wymasować,  zadbać o siebie, poddać jednemu z wielu zabiegów w bardzo miłej i klimatycznej atmosferze. Nam też nuda nie grozi... A wręcz przeciwnie,  z urodzaju nie wiemy na co się zdecydować.


A wieczorem, gdy już dzieci zasną,  możemy odpocząć w przyjemnym otoczeniu, jakie zapewni nam pokój.  Przestronny, fajnie urządzony,  przytulny.  Choć  z roku na rok mamy coraz więcej bagażu i zajmujemy coraz więcej miejsca,  to mieścimy się tam bez ścisku. Przestronna łazienka z prysznicem, przedsionek z dużą szafą, wygodne łóżka (nawet dostawka bardzo przytulna), telewizor, czajnik (który przy niemal ciągle otwartym bufecie nie przydaje się nam wcale), a wszystko w klimacie takim, że za każdym razem, gdy przyjeżdżamy, wchodzimy niemal jakbyśmy wyszli rano i wracali wieczorem.
Dla nieco mniejszych dzieciaczków też jest mnóstwo udogodnień. Są łóżeczka turystyczne (wygodne, w pełni wyposażone), są wanienki, nakładki na ubikację, są zatyczki na gniazdka i wiele, wiele innych, z których jeszcze czas jakiś temu korzystaliśmy, a o których już zapomnieliśmy. Pierwszym razem, gdy wybieraliśmy się do Zalesia Zosia miała nieco ponad 10 miesięcy, a my mieliśmy całą masę bagażu... Niepotrzebna okazała się połowa tych rzeczy, bo wszystko mieliśmy dostępne na miejscu. Jeśli czegoś nie ma, a nam, rodzicom wydaje się przydatne, obsługa wsłuchuje się w sugestie i możemy być pewni, że następnym razem się pojawi. W końcu to goście, ci mali i ci więksi mają się tu czuć najlepiej i ich potrzeby są w ten sposób zaspakajane. Z pobytu na pobyt widzimy jak zmienia się to miejsce, ile nowych atrakcji dochodzi, ile udogodnień się pojawia... Widzimy, jak brane są pod uwagę pomysły wczasowiczów, a to naprawdę powoduje, że Zalesie staje się coraz bardziej idealne... A nawet, gdy czasem coś "zaszwankuje", to gwarantuję wam, już po chwil się o tym nie pamięta, bo sytuacja jest na miejscu załatwione, a dobre wrażenie jest o wiele większe niż jakieś tam maleńkie podknięcia...


Z zasięgiem komórek jest tu drobny problem (co akurat dla mnie jest zaletą), to jeśli ktoś jest bardzo uzależniony, pracuje w trakcie wypoczynku rodzinnego, nie ma warunków, żeby się oderwać od spraw przyziemnych lub zwyczajnie i po ludzku lubi sobie wieczorem pooglądać ulubiony serial na Netflix'ie lub pogadać ze znajomymi na FB, to całkiem przyzwoicie działa wi-fi. To taka uwaga dla tych, co nie lubią lub nie mogą sobie pozwolić na całkowity reset... ;)

No i w końcu to, co jest dla mnie największym koszmarem w Zalesiu i zarazem jednym z mega atutów pobytów tutaj. To jedzenie.  Sześć posiłków dziennie,  przekąski, desery. A wszystko pyszne i w takich ilościach, że trzy kilo w tydzień na plusie to mało. Nawet moje niejadki zawsze znajdą coś dla siebie i zaraz po basenie najwięcej gadają właśnie o restauracji i tym wszystkim co się tam serwuje. Nie ma potrzeby targania ze sobą słoiczków, kaszek, przekąsek czy innych cudów wianków, jak ja to robię w przypadku innych miejsc, do których jeździmy. Tu zawsze "coś" się znajdzie i gwarantuję wam, że nie będą to same frytki. Nawet nasz Fifi popróbuje kluseczków, mięska czy zupki i jest szczęśliwy i najedzony, a to nie lada sztuka dogodzić takiemu egzemplarzowi. A ja niestety po całym dniu tych rarytasów wieczorem muszę zniknąć na siłowni, bo niechybnie nie zapięłabym się potem w spodnie sprzed wyjazdu.


Tych zalet mogłabym tu wymieniać zapewne tysiące, bo już samo wejście na recepcję powoduje cudowne wrażenia, bo są króliczki, jest widok na basen, są prezenty powitalne dla dzieciaków, ale tego co jest w tym miejscu najważniejsze ja chyba nie potrafię ująć w prostych słowach. To atmosfera, uśmiech, który nie schodzi ludziom tu pracującym z twarzy nawet w nocy o północy (wiem coś o tym, sprawdzałam), zaangażowanie, ciepło mimo mrozu za oknem, domowy klimat. To wszystko to, czego nie da się opisać, a co się czuje tuż po przekroczeniu progu tego miejsca. Coś, do czego chce się wracać. I powiem Wam, ze zazwyczaj, jak opuszczamy jakieś miejsce, to jest nam przykro, bo wiemy, że prawdopodobnie już tam nie wrócimy... Stąd już za pierwszym razem wyjeżdżaliśmy wiedząc, że na pewno wrócimy. I tak już wracamy od trzech lat... Nie tylko na ferie, ale i na wakacje lub dłuższe weekendy... A kto wie, może kiedyś odważymy się przyjechać i na święta.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz