czwartek, 18 czerwca 2015

Niezorganizowana organizacja...

Gdy się człowiek stara, spina i napina, to może być pewien, że coś się nie potoczy po jego myśli. A jak stara się matka dwójki dzieci, żona męża nieidealnego, to pewność jest bardziej niż pewna. Albo coś pójdzie nie po jej myśli, albo wcale się nie uda.

Zosia niedługo kończy 6 miesięcy i czas najwyższy dziecinkę ochrzcić. Jako, że pomocy znikąd spodziewać się nie można, musimy sobie ze wszystkim poradzić sami, a w zasadzie radzę sobie ja, a M. od czasu do czasu pomaga w realizacji. Od samego początku wiedziałam, że nie wszystko wyjdzie idealnie, nawet się z tym pogodziłam, ale staram się zrobić wszystko, by tego ideału było jak najbliżej. Staram się do wszystkiego podchodzić racjonalnie, ze spokojem, nie denerwować się, bo przecież wielu rzeczy nie jestem w stanie zmienić...

No i tak.

Chrzestna chrzestną nie będzie, bo formalnie być nie może. Zacisnęłam zęby, będzie tylko chrzestny, a nie chrzestna będzie pełnić tę funkcję honoris causa. Nasłuchałam się już pretensji na ten temat, zacisnęłam zęby jeszcze mocniej i przyjęłam sprawę tak, jak się ma.

W hotelu, w którym chcemy urządzić obiad po chrzcinach już nie pracuje poprzednia menadżerka, a z obecną ni jak nie mogę się dogadać. Proszę o wysłanie proponowanego menu, otrzymuję trzy razy pustego maila, za nic nie mogę się dowiedzieć, czy na sali będzie inna równoległa impreza czy będziemy sami i tak w zasadzie już sama nie wiem, czy mamy tą rezerwację czy nie.

W przypływie entuzjazmu wybrałam się na zakupy, żeby zakupić dla siebie kreację. Wróciłam z sukienką w rozmiarze 40 (noszę 36, w porywach 38), na szczęście zaniżonym 40 i z żakietem, który ledwo zapina mi się w biuście. Wszystko kosztowało majątek, ale w cenie miałam zachwyty wszystkich tam obecnych.

Załatwiamy formalności... Przyjechała opiekunka, ze swoimi dziećmi, żeby pilnować naszych dzieci... W ostatniej chwili musieliśmy zabrać Zośkę, jedziemy w korkach 40 minut, zasiadamy i co? I nic. Nie mamy zośkowej metryki. Nic nie dają zapewnienia, że dowieziemy. Tylko się uśmiechnęłam i wyszłam. Przyjedziemy we wtorek, nic się nie stało... Ale tak naprawdę mój misterny plan znów ulega zmianie... Mam wrażenie, że kiedyś głowy zapomnę, a mój równie przytomny Małżonek tego nie zauważy...

Spokój, spokój, spokój... Mamy jeszcze ponad dwa tygodnie, wszystko się załatwi... Przecież nie wszystko jest źle... W końcu przecież będziemy chrzcili Zofię tam, gdzie chcemy. Udało się bez problemu załatwić zgodę... No i taką śliczną sukienkę kupiliśmy bohaterce wydarzenia. Będzie wyglądać pięknie... Będzie super, bo to Zosi i nasz dzień... Uspokajam się, przymykam oczy na niepowodzenia i niektóre niedociągnięcia i lecę dalej z odhaczaniem spraw...

Najgorszej przeprawy i kompromisów i tak spodziewam się przy zapraszaniu gości... Będzie się działo...


18 komentarzy:

  1. Tak to już jest, że jak kobieta nie ogarnie to mężczyzna wcale. Też muszę o wszystkim myśleć i czasem boli od tego głowa.
    Za 2 tygodnie chrzest czy tylko dopięcie formalności bo na zapraszanie gości to trochę późno?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Za dwa tygodnie chrzest... A późno jak się okazało, wcale nie było, bo zaprosiliśmy w jedno popołudnie;)

      Usuń
  2. To chrzciny a nie wesele jak ktoś ma przyjść to przyjdzie zaproszony czy miesiąc czy 2 tygodnie czy tydzień przed.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A później jedna z drugą narzeka że restauracja opłacona a goście nie przyszli. Dobry obyczaj wymaga by gościom dać trochę czasu. Raczej nikt nie chce przyjść w dresie i z pustymi rękami.

      Usuń
    2. Na chrzciny zaprasza się zazwyczaj najbliższą rodzinę, a ta raczej wie, że w najbliższym czasie może spodziewać się takiej uroczystości. A dobry obyczaj też wymaga dać znać, że się nie będzie, wtedy nie ma problemu z pustymi, opłaconymi miejscami.

      Usuń
  3. Gości i inne dodatki do wydarzenia są mało ważne... Najważniejsza jest uroczystość i chrzczone maleństwo. Ja chrzest Steffy załatwiałam sama... jak młoda miała mieć 3mc... Stary za granicą, zakupy ja, ksiądz ja, msza ja, chrzestny małej - mój brat do końca olewał sprawę... Zły wybór. Lokal ja... Stary swoja rodzinę prosił na 2 tygodnie przed datą uroczystości, mimo to dziecko udało się ochrzcić bez większych wpadek ;) Będzie dobrze :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z Filipem też tak na szybko załatwialiśmy i prawie wszystko wyszło super także i teraz też jest szansa ;) A chrzestni też nam wtedy nic nie pomagali... Chrzestna na 10 minut przed mszą jeszcze zaświadczenie donosiła... I co do ich podejścia, od tamtej pory niewiele się zmieniło.

      Usuń
  4. A ja jednak uwazam ze to glupota chrzcic dziecko nieswiadome.Kazdy powinien sam zadecydowac o swojej wierze.Ja zostawiam dzieciom wybor.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja byłam chrzczona, jak miałam 8 lat, przed samą komunią, ale też raczej nie była to moja świadoma decyzja. Jak się tak zastanowić, to rzeczywiście powinna być świadoma decyzja, ale przyjęło się chrzcić niemowlaka i jakoś się nad tym specjalnie nie zastanawiałam.

      Usuń
  5. Mnie już życie nauczyło brać takie sprawy na spokojnie......:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też się staram, ale jak się więcej spraw nawarstwi, to czasem nerwy mi puszczają ;)

      Usuń
  6. Boze, faceci sa z innej bajki. Pisze tak, bo moj mi ostatnio podnosi cisnienie, ze hoho.
    Co do chrzyu, napewno bedxie pieknie i uroczyscie! Bedziecie miec 1 chrzestnego? Tak nsprawde, to b.ciezko o rodzicow chrzestnych...malo kto chce przyjac na siebie ten obowiazek, niestety.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co do facetów, zgadzam się w 100%. Ja też ostatnio mam ochotę mojego palnąć w łepetynę...
      Tak, będzie tylko chrzestny... Jedyna osoba, która na tą chwilę nadawałaby się na chrzestną, niestety nie ma wszystkich sakramentów i chrzestną być nie może.

      Usuń
    2. To prawda ludzie nie chcą takiego obowiązku bo teraz wszystko sprowadza się nie do duchowości tylko do materializmu. Szkoda.

      Usuń
    3. To prawda... Jedni nie chcą być chrzestnymi, bo nie chcą materialnych zobowiązań, a inni szukają chrzestnych właśnie pod tym katem. Smutne, ale niestety prawdziwe...

      Usuń
  7. I jak tu się z Tobą nie zgodzić. Reguła jest prosta - to co zaplanowane zazwyczaj nie jest zrealizowane ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Moja mama wszystkie moje plany kasowała zdaniem "a tam, nie ma co planować, bo nic z tego nie wyjdzie". Reguła się jak widać sprawdza ;)

    OdpowiedzUsuń