czwartek, 21 stycznia 2016

Odpowiedzialność... mam jej dość.

Kilka dni temu mieliśmy z Filipem pojechać na pobranie krwi. Pisałam o tym ostatnio. Już przed Świętami pani doktor nam poleciła zrobić, bo coś ją zaniepokoiło. Jest to taka sprawa, że postanowiliśmy, że pojedziemy razem, że M. załatwi opiekunkę, ja pozbieram Filipa, przy okazji sama zrobię sobie badania, szybko obrócimy i M spokojnie dotrze do pracy bez komplikowania nikomu planów. Niestety, M. opiekunki nie załatwił, o czym nie raczył mnie powiadomić, uznał bowiem, że skoro mu nie przypomniałam 10 razy, to sprawa jest nieaktualna i sprawy zwyczajnie nie ma. Podzieliłam się z Wami na Facebooku swoim wkurzeniem i dostało mi się nieźle po tyłku.

A bo dlaczego niby nie zebrałam syna i nie pojechałam z nim sama, tylko pastwię się nad biednym mężulkiem? Dlaczego on ma myśleć o czymś, co jest moim, MATKI, obowiązkiem? W końcu, jak to mój mąż ma ze mną źle i okropnie, bo wymagam, znęcam się, podtykam dzieci i jeszcze mu dupsko obrabiam przed całą Polską. No nic, było minęło, ale temat kto, co powinien mi pozostał.

A sprawa jest prosta... Ja czasem mam zwyczajnie dość ciągłej odpowiedzialności. Bo zastanówcie się. Co w domu robią Wasi mężowie? Przewijają dzieci, prowadzają do przedszkola, czasem do lekarza, robią zakupy, odkurzają, pewnie czasem coś ugotują choć mój akurat nie i wiele innych rzeczy. Coś naprawią, a jak nie naprawią, to wiedzą, kto może naprawić, śmieci wyniosą, gdy zimno, firanki powieszą. Nie mam wątpliwości, że bez chłopa w domu byłoby nam ciężko, ale... Teraz pomyślcie... , które z tych rzeczy Wasi mężowie robią sami z siebie, bo akurat trzeba, bez waszego pokazania palcem, bez upominania, bez proszenia. Ja Wam powiem szczerze, że mój mąż nawet papierka na podłodze nie zauważy, jak mu go wcześniej nie pokażę pięć razy. Jak coś jest niezrobione najlepszym wytłumaczeniem jest "ale nie mówiłaś". Jak ja nie powiem, to znaczy, że można posadzić tyłek na kanapie i nic nie robić. Ja wiem, że oni się starają, że chcą zmieniać stereotypy, ale nie oszukujmy się, tak zostali wychowani i niektórych rzeczy nie są w stanie tak od razu w sobie zmienić. Lepiej jest zrzucić odpowiedzialność na kogoś innego i mieć dobre wytłumaczenie na wszystko. A kto lepiej wszystko zorganizuje, zaplanuje, ogarnie? No pewnie, że MATKA, bo jest przecież MATKĄ. A my najczęściej nie protestujemy, bo to nas miło łechce w podniebienie, takie poczucie, że jesteśmy niezastąpione, najlepsze, wszechwiedzące. Ale jak długo tak można...

Zawsze się mówiło, że kobieta siedzi w domu, zajmuje się domem i dziećmi, a facet na ten dom zarabia. Po tym zarabianiu powinien odpocząć, dostać ciepły obiad, kapcie i święty spokój. Ale... mamy inne czasy, teraz to obydwoje dbają o finanse domu. W różnym stopniu to się odbywa w różnych domach, ale naprawdę mało znam małżeństw, gdzie żony jedynym kontaktem z pieniędzmi, to zakupy produktów na obiad. Kobiety zarabiają, organizują budżety, płacą rachunki, zarządzają wydatkami. Zdejmują z mężów dużo jeśli chodzi o kwestię dbania o tak zwany "byt" rodziny więc dlaczego mężczyzna nie zdejmie z kobiety części domowej odpowiedzialności? Wiecie, mimo że ostatnio jestem więcej z dziećmi w domu, ja wiem kiedy trzeba popłacić firmowe faktury, wiem, kiedy wysłać deklaracje czy zapłacić podatki, to ja płacę rachunki i martwię się co kiedy i jak, żeby starczyło. Mąż nie przypomina mi tego za każdym razem, bo już dawno firma by padła, a nas eksmitowali, gdyby miał to robić. Dlatego wydaje mi się, że całkiem naturalne staje się to, że od czasu do czasu zajrzałby do lodówki, zauważył, że masło się kończy, pomyślał, że nie ma pieczywa na śniadanie czy przypomniał o imieninach JEGO babci, bo ja mogę o nich zwyczajnie nie pamiętać. Tym bardziej byłoby miło nie musieć czegoś powtarzać pięć razy. Byłoby miło mieć pewność, że jak się raz powiedziało, to więcej powtarzać nie trzeba. Nie mam racji?

Powiecie, że przecież wszystko to kwestia podziału obowiązków. Owszem. Ale tych obowiązków przybywa, zmieniają się, modyfikują. Kiedyś było tak, że faktycznie to tylko mąż pracował, ja siedziałam w domu i TYLKO tym domem się zajmowałam. Z czasem pojawiła się firma, dziecko jedno, dziecko drugie, inne przyboczne sprawy i co? I obowiązków zaczęło przybywać, przybywać i przybywać jakoś mi nieproporcjonalnie do obowiązków, które przybywają mężowi. Bo nie oszukujmy się, nadal króluje przekonanie, że mężczyzna w domu tylko pomaga. Bo równouprawnienie działa tylko w jedną stronę...

Wkurzam się, bo jestem już tym wszystkim zmęczona. Nie robotą, nie napiętym planem dnia, jestem zmęczona wiecznym myśleniem za siebie i za męża, któremu muszę zaplanować obowiązki, bo jak tego nie zrobię, to kanapa, laptop, telewizor...I jestem cholernie zmęczona ciągłym gadanie, powtarzaniem, przypominaniem... Zaczyna mnie opanowywać uczucie, że nie ogarniam, a to z czasem może rodzić frustrację... Dlatego właśnie nie, nie mam w planie siedzieć cicho i zaciskać piąstki, jak mąż po raz kolejny coś zawali, jak zapomni..., nie mam w planie latać sama po lekarzach z naszymi wspólnymi dziećmi, nie mam w planie sama zajmować się sprawami związanymi z domem, z firmą... To wszystko jest nasze wspólne i naturalne jest to, że bierzemy za to odpowiedzialność również wspólnie... A jak nic innego nie pomaga, to posunę się nawet do obrabiania mu tyłka przy całej Polsce, może wtedy do niego dotrze, jak bardzo jest to dla mnie ważne...


10 komentarzy:

  1. Ten kto Cie skrytykował jest idiotą albo facetem albo rodziny nie ma. Tyle z mojej strony!!! Jesli maż Ci pomaga tylko wtedy, gdy mu przypomnisz a Ty musisz pamiętać np o imieninach jego babci (znam to!) to juz przegięcie! Jeśli oboje pracujecie to obowiązki powinny się rozłożyc mniej więcej po równo. To moje zdanie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Takie jest również moje zdanie dlatego, gdy coś szwankuje w naszych ustaleniach, to nie siedzę cicho tylko o tym mówię.

      Usuń
  2. Kiedyś często czytałam Twój blog,dziś go unikam bo stał się miejscem do załatwiania rodzinnomałżeńskich spraw. Ciągle narzekasz,marudzisz,jesteś wiecznie obrażona że ktoś nie czyta w twoich myślach.Powinniście ustalic między sobą obowiązki i nie byłoby problemu.Masz pretensje że nie wiesza firanek itd itp,a czy ty chodzisz za nim do pracy i mu pomagasz w niej? Jedyne wyjście do iść do pracy na etat,dzieci po żłobkach i przedszkolach i wtedy obowiązki dzielicie po równo,w innej sytuacji wszystko jest kwestią uzgodnienia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie narzekam, tylko mówię, jak jest, to zdecydowana różnica. Piszę o naszym życiu, a nie zawsze jest ono usłane różami. Taka prawda...
      A co do pracy, to owszem... nie pomagam, tylko wykonujemy pracę razem, razem prowadzimy firmę, razem załatwiamy firmowe sprawy, razem zarabiamy na dom i na dzieci... Doszliśmy od początku do kompromisu i klarownego podziału obowiązków w tej materii. Niestety z podziałem obowiązków domowych jest u nas gorzej i staram się coś z tym zrobić, czy to źle?
      PS. O firankach napisałam, że mężowie je wieszają... mój też wiesza... jak mu powiem, że ma powiesić...

      Usuń
  3. Współczuje. Wiem jak ważne jest aby oboje rodzice wzięli odpowiedzialnosc za dom. Ja sobie nie wyobrażam, że wszystko jest na mojej głowie. Dzieci są wspólne. Dom jest wspólny. Nie lubi gotowac, okej, ja przygotuje, ale niech nie stęka, ze musi coś kupic w sklepie. Nie kupi, nie zrobię obiadu. Ale żeby nie było tak skrajnie. Są dni, kiedy mnie jest bardziej po drodze i Ja kupię i przygotuje posiłek, ale wtedy prosze aby zajął się Hanką, która raczej przeszkadza niż pomaga. POrządki w domu...TU mam kupę szczęścia. Chyba to kwestia wychowania. Mój mąż pomagał w domu rodzinnym, pomagał jego ojciec i tak mu zostało. Sam zrobi pranie, rozwiesi. Odkurzy, nawet okna umyje.
    Czasem i tak są pomiędzy nami nieporozumienia, bo bycie razem to ciągła ewaluacja. Ale ważne jest aby rozmiawiac. Bo gdy się frustracja skumuluje trudno o dialog. Wiem coś o tym.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trzeba gadać, rozmawiać, zwracać uwagę, to naprawdę działa ;)
      A dużo naprawdę wynosi się z domu. Mój mąż nigdy nie musiał nic robić, wyrósł w przekonaniu, że samo się robi... Albo taki mój znajomy. Do 30 mieszkał z mamą, owszem dokładał się do rachunków czemu nie, ale dopiero jak się wyprowadził dowiedział się, że papier toaletowy też wypada wliczyć w budżet... mało tego, wypada pamiętać, że trzeba go kupić ;) Tak z chłopami niestety jest;) Nie wszystkimi na szczęście, co widać po przykładzie Twojego męża ;)

      Usuń
  4. Dokladnie wiem o czym piszesz. Ja tez nie tyle jestem zmeczona fizycznie co wlasnie psychicznie ze wszystko na mojej glowie, wszystkim sie martwie, przejmuje, o wszystkim musze pamietac i ustalac decydowac i pozniej ja ponosze odpowiedzialnosc. A chcialabym tak zwyczajnie nie myslec zeby ktos za mnie zadecydowal. Mnie wkurza ze tak jak piszesz maz nie sprawdzi czego brakuje w lodowce tylko pyta po 100 razy co ma kupic a i tak kupuje polowe z tego bo nie zrobilam mu listy. W nocy spi glebokim snem i chrapie w najlepsze a ja wstaje do syna przy byle kaszlu czy oddechu i sprawdzam czy wszystko ok. Albo pyta mnie jak ubrac syna na pole i ja musze decydowac i jak zmarznie jest na mnie. To jest ta odpowiedzialnosc o ktorej piszesz. Ja decyduje czy podac lekarstwo i ja ponosze konsekwencje i bije sie z myslami czy dobrze zrobilam to i tamto czy nie zaszkodzilam dziecku. A faceci bardziej przejmuja sie wynikiem meczu ... A pozniej my to zdrowiem odplacamy. Ja jestem wiecznie chora a maz ma konskie zdrowie bo sie wysypia nie martwi itp itd. A ja tak samo wstaje rano chodze do pracy i tam tez sie stresuje a w domu 2 etat. Lacze sie w bolu i pozdrawiam. Ale przeciez nie wolno sie skarzyc na krolewiczow ... Chcialabym Cie kiedys poznac na zywo :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja się czasem czuję jakbym miała trójkę dzieci. A ciągłe ględzenie już też działa mi na nerwy, ale nic innego nie działa. Zrobię mu awanturę, to się jeszcze obrazi i kompletnie nic nie będzie robił...;) Skarżyć się po pierwsze nie mam komu, dlatego czasem tutaj mi się uleje, a po drugie, jak już mi się wypsnie przy rodzinie, to wychodzę na zołzę, co to się znęca nad biednym chłopakiem...;)
      Ale przecież z jakiegoś powodu, właśnie za nich wyszłyśmy... Ech, czasem trudno sobie ten powód przypomnieć ;)
      Pozdrawiam serdecznie, życzę cierpliwości i chętnie się spotkam, jeśli kiedyś będzie taka sposobność;)

      Usuń
    2. Moj maz jest dobrym czlowiekiem. On by mi chetnie pomogl ale po pierwsze tak zostal wychowany wiec troche udalo mi sie go naprostowac a po drugie tesc i tesciowa skutecznie go buntuja. Ostatnio przyznal mi sie ze nie wstawal do malego w nocy bo mu tesciowa powiedziala ze on do pracy chodzi wiec musi sie wyspac. Dzis wie ze zle robil. Maz w kuchni malo robi ale ostatnio jak sie pochwalil to uslyszal od tescia ze on do kuchni w ogole nie wchodzi. To troche sie kloci z modelem ktory wynioslam z domu. Moj tata widzial kazdy paproch na dywanie i odkurzal non stop, gary w zlewie zmywal bo draznil go ich widok a obiady, sniadania i kolacje gotowal sam i wszystko musialo byc zjedzone. Zostawal z nami podczas choroby, jezdzil do lekarza, wstawal w nocy, stawial banki. Razem z mama wymieniali sie obowiazkami bo pracowali na zmiany (nocne tez). Teraz moj brat gotuje obiady, sprzata, robi zakupy dlatego mam zepsuty umysl ze tak powinno byc w kazdej rodzinie. Przynajmniej na takiego czlowieka chce wychowac mojego syna.

      Usuń
    3. Dokładnie tak jest i u mnie. Mój teść nawet herbaty sam sobie nie zrobi. Gdy usłyszał, że mój mąż kąpie dzieci i pieluchy zmienia, to popatrzył na niego, jak na jakąś zakałę, kogoś "kto babie dał sobie na łeb wleźć". Zresztą podobnie jest z moim zdaniem. Do niektórych nie dociera, że o wszystkim decydujemy wspólnie, a nawet czasem wychodzi bardziej na moje. Ale niektórych rzeczy tak łatwo nie da się wyplenić czy nauczyć. 22 lata w domu rodzinnym, a tylko 11 ze mną;) Co prawda mój tata nie przykładał się za bardzo do obowiązków domowych, ale ugotować umiał, zająć się dziećmi też w niedzielę, żeby mama mogła się wyspać więc też jako takie wzorce z domu wyniosłam i ciężko mi się patrzy na teścia, który do tej pory nic nie robi, a tylko wymaga. I dlatego też czasem wychodzę na zołzę, bo nie godzę się, żeby takie wzorce mój mąż dawał moim dzieciom ;)

      Usuń