środa, 24 lutego 2016

Jak przetrwać z chorymi dziećmi w domu czyli "Matka!!! Wrzuć na luz!!!"

Pisałam Wam parę dni temu, że zima zrobiła nam niespodziankę i na chwilkę wpuściła wiosnę na swój teren. We współpracy z dziecięcymi choróbskami, które na moment odpuściły, pozwoliły nam na wytoczyć się z domu, pospacerować, popodziwiać słońce, a Zosi nawet pospać na dworze. Nie da się ukryć, że zbyt długie zamknięcie w czterech ścianach nie wpływa dobrze na nasze zdrowie psychiczne, kończą nam się pomysły, brak światła dziennego frustruje i wprowadza w otępienie. Zima nam się dłuży i staramy się korzystać z każdej okazji, żeby znaleźć sobie jakąś rozrywkę. Na co dzień Fi chodzi do przedszkola, na piłkę, czasem zabieramy dzieciaki na basen, na kulki, a w weekendy do dziadków, a wtedy i my mamy okazję wypuścić się na samotne zakupy. Ale zdarza się tak, ostatnio niestety bardzo często, że jesteśmy uziemieni w domu, że choroba, najpierw starych, potem dzieci, a teraz Filipa, zamyka nas znów w czterech ścianach i odbiera wszelkie możliwości wyrwania się z domu. Co wtedy?

Po pierwsze, nie nastrajać się od samego początku negatywnie. Wiem, wiem, nie jest to łatwe, gdy trzeba porzucić pracę, plany, normalne funkcjonowanie i zamknąć się z dziećmi w chałupie, ale przecież jakoś przetrwać trzeba, a z nastawieniem pozytywnym mamy na to większe szanse. Także optymistycznie popatrzmy w przyszłość i do dzieła. Zawsze to dodatkowa szansa na spędzenie z potomstwem czasu, na przytulanie się, rozmawianie, bawienie się.

Po drugie, odpuśćmy sobie na ten czas generalne porządki i kaczkę pieczoną w jabłkach. Podejrzewam, że ci, którzy na co dzień mają dzieci w domu i z tym sobie poradzą, ale ktoś, kogo taka sytuacja spotyka od święta może nie podołać zadaniu i tylko niepotrzebnie się zdenerwuje. Także nieśmiertelna potrawka z kurczaka, kluski z serem, rosołek, a z porządków tylko takie, żeby się o coś nie zabić. U nas w grę wchodzi jeszcze odkurzanie, bo dzieci je wyjątkowo lubią więc jest dodatkowa atrakcja. Reszta może poczekać, aż marudy wydobrzeją albo na weekend, gdy mąż zagości w domu. 

Po trzecie, zaopatrzmy się we wszystko co nam potrzebne, a nawet więcej. Dziecko chore, dziecko marudzące, dziecko nie wiedzące czego chce. Najlepiej mieć wtedy pod ręką wszystko czego zapragnie do jedzenia czy do zabawy. Oczywiście w granicach rozsądku, ale czasem warto nawet trochę odpuścić, przecież chore dziecko to nieswoje dziecko więc trzeba mieć to na uwadze. Teraz mi się poszczęściło, bo Zosia jest zdrowa, dobrze się czuje i spokojnie poczekała z drzemką na Filipa, ale ostatnio nie miałam tego szczęścia. Marudząca Pulpecia padała wcześniej, i gdyby nie dane jej było się przespać, pewnie by mnie i Fifula zamęczyła. Trzeba było jej zapewnić spokój, a co za tym idzie, Filipowi atrakcje, która będzie na tyle fajna, że nie postanowi bawić się w tej chwili z Zosią. Padło na bajkę na tablecie. I tutaj pojawia się punkt kolejny...

Po czwarte, odpuśćmy troszkę na ten czas dyscyplinę i plan dnia. Wszyscy wiemy, że choroba dziecka, to stan wyjątkowy. Nie chce jeść, marudzi (u moich to raczej normalne, ale też bez przesady), nie naciskajmy za bardzo, zaproponujmy coś, co uchodzi w oczach dziecka za rarytas. Podobnie z drzemkami, nie trzymajmy się ściśle jakiegoś z góry ustalonego rozkładu, dostosujmy wszystko do samopoczucia dziecka. I na koniec, dajmy sobie i dzieciom trochę odpocząć. Nie ciśnijmy na siłę na jakieś rozwijające zabawy, na intelektualne łamigłówki czy gimnastyki. Nikt, gdy źle się czuje nie ma na to ochoty, nawet dorosły. Poczytajmy w spokoju książkę albo zwyczajnie i bez żalu puśćmy dzieciakom bajkę. Korona nam z głowy nie spadnie, a będziemy mieli chwilę oddechu, drugie dziecko ciszę do snu, a chorowitek będzie miał trochę frajdy w ten ciężki i dla niego czas.


Ogólnie, chorowanie nie jest fajne. Dzieci marudzą, nie śpią w nocy, w dzień padają w najmniej odpowiednim momencie, nie jedzą, nie potrafią się same sobą zająć. Koniecznie, gdy nie można wyjść, chcą na dwór, na basen, do kolegi. A my? Musimy wszystko poodwoływać albo na szybko szukać opieki, gdy odwołać się nie da. Nasze potrzeby idą w odstawkę, bo musimy się zająć chorymi bobasami, a przecież dodatkowo mamy jeszcze inne obowiązki. Łatwo nie jest, zwłaszcza, że w pobliżu pomocy jak na lekarstwo, ale jakoś radzić sobie trzeba. I choć czasem chce się płakać, trzeba się uzbroić w cierpliwość, nastawić optymistycznie i na ten, miejmy nadzieję krótki czas, wejść trochę w świat dziecka. One na pewno kiedyś sobie o tym przypomną i będą nam wdzięczne. Ja pamiętam i ciągle z łezką w oku wspominam ten czas, gdy o mnie ktoś tak dbał...

A jak to jest z Wami? Jak udaje Wam się przetrwać ten ciężki okres jesienno-zimowy? Macie jakieś sprawdzone sposoby, a może dyżurnego pomocnika do zadań specjalnych w postaci babci, dziadka lub dobrej cioci? Jakieś pomysły na zabawy albo rozrywki? Proste przepisy coby z głodu nie umrzeć? Podzielcie się, chętnie się dowiem, jak inni sobie radzą.

2 komentarze:

  1. Dokładnie zgadzam się. Trzeba odpuścić plan dnia, bo dziecko przeważnie więcej śpi. Ja pozwalam wybierać co chce jeść, na co ma ochotę :) I nie oczekuję że będzie się sama ze sobą bawić.bo przy chorobie to raczej nie możliwe.

    OdpowiedzUsuń
  2. Oj tak....ja odpuściłam wszystko jak sama zachorowałam i gdy córka leżała obok mnie jeszcze chora to miałam olewkę na wszelkie obowiązki domowe! Inaczej bym oszalała :(

    OdpowiedzUsuń