poniedziałek, 29 lutego 2016

Zosia i Filip 2016: 7/52, 8/52.

Ostatnie dwa tygodnie najprościej i jednym słowem można określić jako kociokwik...
Choroba goni chorobę, problemy gonią problemy, nieporozumienia rodzinne, pracowe zawirowania, wiele spraw do załatwienia, wiele do ustalenia i tak dzień za dniem. A w między czasie dzieci, zabawy, spokojne wieczory i leniwe, długie poranki. Zamawiane obiady, szybkie kolacje, góra prasowania i zalegający gdzieniegdzie kurz. Szczerze? Zaczynam mieć już powoli dość tych ponurych dni, długich wieczorów i siąpienia za oknem. Stawania na głowie, żeby dzieciaki się nie powybijały, żeby jakoś w szczęściu i zdrowiu dotrwały do snu i przespały spokojnie noc. Nie będę ukrywała, że nasze popołudnia coraz częściej przypominają szkołę przetrwania, gdy dzieci są chore albo za oknem tak paskudnie, że nawet ze zdrowymi nie ma jak się ruszyć. Czasem zwyczajnie zaczynają się wyczerpywać pokłady cierpliwości i optymizmu.

Tydzień 7.
Chwilowa przerwa w chorowaniu, powrót apetytu i dobrego humoru. Zosia co prawda jeszcze zasmarkana, ale i lepiej śpi i jest weselsza. Filipa też łatwo zadowolić, aż miło wyciąga się farby czy klocki, jak się widzi uśmiech i zainteresowanie. Choć pogoda nie sprzyja spacerom, w domu też jakoś można wytrzymać.


Tydzień 8.
Chwila oddechu jednak nie trwa wiecznie. We wtorek nic nie wskazuje na zbliżające się nieszczęście. Rano przedszkole, zabawy, laurka dla babci. Potem piłeczka z tatą, a po powrocie coś jakiś taki niewyraźny, marudzi, nerwowo reaguje na każdą zaczepkę, mierzymy temperaturę i trach. Znów 39 z groszami... I znów zaczyna się siedzenie w domu na tyłkach z całym stadem.
Nie jest źle, czasem nawet wesoło, bo Zosia chorobie na szczęście się nie daje i rozbawia towarzystwo. Odpuszczamy sobie wiele i stawiamy na luz... Dni fajne, nie powiem, ale wieczorami, gdy już każdy jest zmęczony... Bywa ciekawie...


Nie będę chyba odosobniona w stwierdzeniu, że tęskni mi się już do wiosny, ciepełka, spacerów bez ubierania tysiąca ubrań, wycieczek pod miasto i wszelkich atrakcji, które można wtedy wykonywać poza domem. Zima nas w tym roku znów nie rozpieszczała, jak zresztą chyba od trzech lat. Śniegu jak na lekarstwo, tylko szaro, buro i ponuro, a i leje czasami więc jak się nie może zdecydować, to już lepiej niech sobie pójdzie w cholerę i ustąpi miejsca o wiele fajniejszej wiośnie.

2 komentarze:

  1. Mimo wszystko słodziaki :) Łaczymy się w chorobach i oczekiwaniu na wiosnę :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Zdrówka !
    http://kolorowe-usta.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń