poniedziałek, 1 lutego 2016

Idealna impreza dla rodziny... ?

Ostatnio, jak pewnie wiecie, maiłam znów przyjemność organizować imprezę roczkową. To już druga moja taka a trzecia urodzinowa w ogóle. W swoim dorobku mam jeszcze dwa razy chrzciny i w większości swoje własne wesele. Imprezy dla przyjaciół się nie liczą, bo jak wiadomo, znajomi są bardziej wyrozumiali od rodziny, nie dość, że nie skrytykują, a jeszcze, jak trzeba, to pomogą. I właśnie z powodu tej krytyki do tej pory broniłam się przed urządzaniem rodzinnych świąt, urodzin czy rocznic, ale gdy przyszedł czas na dzieci, trzeba było wziąć się w garść i coś wymyślić.

Nauczona doświadczeniem z wesela, obiecałam sobie, że nie będę się przejmowała opinią innych, że będzie co ma być, a jak komuś coś nie pasuje to jego sprawa. Ale łatwo się mówi, gorzej zrobić. Przyszedł czas na chrzciny Filipa i zaczęły się schody. Jedni się zastanawiają, inni potwierdzają, a nie przyjeżdżają, za zimno, za ciemno, za długo, stresująco, za dużo jedzenia, za mało powietrza, za dużo schodów.... Mogłabym tak wymieniać do wieczora, ale zacisnęłam pięści, zapomniałam, było super. Zapamiętam na przyszłość, wyciągnę wnioski, będę wiedziała, gdzie nie popełniać błędów w końcu w każdej krytyce jest zawarta jakaś mądrość.

Przyszła więc kolej na pierwsze urodziny Filipa. Tym razem, żeby było kameralniej organizujemy w domu. Ja już w ciąży, jeszcze nikt o tym nie wie, ale mój organizm owszem. Jest mi niedobrze, szaleję, płaczę z byle powodu, do tego mam na siebie uważać, bo coś tam niepokojącego się dzieje. Żarcie zamawiamy w hotelu, żebym nie musiała stać przy garach. I znów zaczyna się litania. Jedni nie przyjeżdżają, inni się obrażają, za mało miejsca, za dużo jedzenia, zamawiane, a nie robione w domu, chaos, anarchia i gorąco. Z perspektywy czasu mam wrażenie, że z racji swojego stanu za bardzo wszystko przeżywałam. Dla mnie było super, miło i wzruszająco aczkolwiek wylazła wrażliwość ciężarnej i przyznam szczerze, po zakończonej imprezie odetchnęłam z ulgą. Kolejna nauczka na przyszłość, do wszystkiego podchodzić bardziej na luzie.

Drugie urodziny Filipa. Znów w domu. Ma być na luzie. Nie rozstawiamy stołów, nie zamawiamy obiadów, jest tort, ciasta, kawa i herbata. I znów za mało miejsca, chaos i anarchia. Trochę się tym przejmuję, bo poważnych ludzi naraziłam na siedzenie na podłodze, ale szybko mi przechodzi... Wiem, że im to nie przeszkadza, bo każdy wie, jak to jest z dziećmi, ale... Za chwilę chrzciny Zosi i już tylko to mi chodzi po głowie.

Chrzciny Zofii. O jejusiu!!! Upał jakich mało, trzeba kombinować, jak się przemykać z dziećmi między klimatyzowanymi pomieszczeniami i nie stracić przy okazji przytomności, nerwy puszczają, akrobacje z chrzestnymi. I tym razem za mało jedzenia, za krótko, za dużo miejsca, za dużo ludzi, fotograf nie taki, klimatyzacja za bardzo działa, potem wszyscy poprzeziębiani. A ja? Ja ledwo zipię, mam szopę na głowie, oczy mi latają na wszystkie strony, przejmuję się, ale tylko chwilkę. Potem jestem z siebie dumna, że się udało, że wszystko zorganizowaliśmy jak najlepiej tylko potrafiliśmy, że wszyscy, na których nam zależało się zjawili.  Mała księżniczka była zadowolona, zniosła wszystko z godnością, prezentów się nadostawała, a co najważniejsze, została ochrzczona tak, jak jak tego chcieliśmy. Mam już takie doświadczenie, że mogę organizować następne chrzciny ;)


No i w końcu roczek Zosieńki... Tym razem totalny luz, totalny spontan, totalna radość... Jak zwykle, chaos, anarchia, mało miejsca, ale to nic... Mega wzruszenie, cała rodzina, sto lat, dmuchnie świeczek i wiele, wiele radości dla dzieci... Nie powiem, przejmowałam się, ale taka już jestem, zawsze chcę, żeby wszyscy byli zadowoleni, żeby wszystkim się podobało. Czasem to chcenie psuje mi trochę przyjemność z uroczystości, ale powoli się uczę i wydaje mi się, że jestem pojętnym uczniem. Gdy przyjdzie czas na dziecięce wesela będę miała taką praktykę, że jak zacznę się wtrącać, to będą mnie mieli dość... Oczywiście żartuję.


A jak zorganizować idealną imprezę dla rodziny?
Ja tego nie wiem, ale wiem, co zrobić, żeby nam się podobało. Trzeba się pogodzić z faktem, że wszystkim się nie dogodzi. Trzeba czasem zacisnąć zęby i nie przejmować się krytyką, bo jak ktoś idzie już z nastawieniem krytycznym, to niczego innego się po nim spodziewać nie możemy. Uśmiech dzieci, dobry humor ciotek, duma w oczach dziadków... Dla tego wszystkiego można czasem się wysilić, można pozwolić sobie wejść na głowę, można posłuchać czasem, że coś nie wyszło idealnie... Za x lat naszym dzieciom pozostaną fotografie z tych dni i nie będzie na nich widać tego, co było nie tak... Będą na nich same uśmiechnięte ryjki... No może i czasem mama z szopą na głowie albo rozjechany borsuk na torcie, ale przynajmniej będzie się z czego pośmiać...

PS. 
Teraz, z perspektywy czasu patrząc, mam za sobą najlepsze wesele na jakim byłam, najpiękniejsze chrzciny razy dwa i najbardziej wzruszające, rodzinne urodziny razy trzy...  Było warto się troszkę postarać, bo miny dzieciaków na zdjęciach mówią same za siebie...
I może kiedyś odważę się urządzić świąteczny obiad dla rodziny.
Jak na razie, w maju czekają mnie moje pierwsze w życiu trzecie urodziny dziecka. Mam już pomysł, ale potrzebuję jeszcze konsultacji rodzinnych. Marzy mi się luz...

A jak tam u Was z rodzinnymi spotkaniami? Organizujecie coś czy zostawiacie organizację komuś innemu?

4 komentarze:

  1. Myślę, że nie da się całkiem oderwać od tego, co pomyślą inni, czy będą czuli się u nas dobrze. Impreza powinna być udana przede wszystkim z perspektywy świętującego, a sądząc po opisie i zdjęciach Twoi Mali Świętujący byli zadowoleni :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tak, dzieciakom się podobało ;) I dzięki temu mi też szybko schodzi spięcie i pozostają fajne wspomnienia ;)

      Usuń
  2. Ja już powoli zaczynam obmyślać plan jak przygotować piknik urodzinowy dla synka z okazji 2 urodzin. Co prawda do wakacji jeszcze daleko to nauczona doświadczeniem poprzednich urodzin. Miesiąc wcześniej to za krótko. Dzieciaki u Was szczęśliwe to najważniejsze a reszta się nie liczy:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja sobie zawsze obiecuję, że wezmę się za przygotowania wcześniej, a potem i tak gonię z wywalonym językiem na ostatnią chwilę ;)
      A w tym roku też planuję pikniko-grill, ale nie wiem, jak pogoda nam pozwoli, bo to w maju...

      Usuń