piątek, 5 lutego 2016

O matko..., jestem MATKĄ!!!

Gdy zostajemy rodzicami, wszystko wywraca się do góry nogami, nic już nie jest takie samo, musimy przeorganizować swoje życie, odnaleźć się w nowej rzeczywistości. Na początku nic innego nie jest ważne. Jest tylko ta maleńka istotka, nic innego się nie liczy. Zapominamy o spaniu, o jedzeniu, o sprzątaniu czy pracy nawet nie myślimy. Gonią nas emocje, hormony, miłość...

Z czasem jednak do rodzicielskiej, macierzyńskiej sielanki zaczyna się wkradać codzienność. W opiekę nad dzieckiem trzeba również wpleść codzienne obowiązki żony, kobiety, człowieka. Znikają podrzucane przez rodzinę obiadki, znikają troskliwe telefony, mało tego, znika zrozumienie, że przecież my mamy małe dziecko. Wiele osób ma i dają sobie radę więc i my jakoś musimy. Powoli zaczynamy stawać na nogi, opanowywać sytuację dookoła, już nie jest dla nas niemożliwym ugotowanie obiadu z dzieckiem na rękach, już nie korzystamy do granic z drzemek dziecięcia, bo ono coraz mniej nam przeszkadza w naszych zajęciach. Z dzieckiem przyklejonym do siebie obskakujemy zakupy, znajomych, potem pracę. W pewniej chwili wszystko wydaje nam się możliwe. Może czasem organizm zaprotestuje, ale to chwilka. Dziwimy się, jak nie mając dzieci mogliśmy narzekać na brak czasu, ale i teraz znajdujemy odrobinę dla siebie. Na chwilkę uporządkowany świat znów wywraca się do góry nogami, bo na świecie pojawia się kolejna pociecha, ale mamy już doświadczenie, szybciej opanowujemy wszystko dookoła. Obowiązki domowe, dzieci, praca, hobby, rodzina, znajomi, mąż. To takie oczywiste. Nad niczym się nie zastanawiamy, po prostu robimy to, co do nas należy. Od rana do wieczora, od poniedziałku do niedzieli, codziennie... Wiele rzeczy robimy mechanicznie, bez zastanowienia, zapominamy po co, dla kogo... 

Jakiś czas temu siedziałam w domu z Zosią. Zosia jeszcze nie tak "pomocna" jak teraz więc korzystałam z nieobecności chłopców i wzięłam się za porządki. Zmieniam Filipkową pościel i nagle bach... Przypomniała mi się moja mama i jej coniedzielne zmiany pościeli. Przypomniał mi się dom rodzinny i te nasze wieczory właśnie z mamą. Mama miała swoje rytuały, dbała o nas, w domu zawsze było przytulnie i miło. Pamiętam to troszkę jak przez mgłę, bo z domu wyprowadziłam się już mając 15 lat, ale wracałam, zawsze, gdy było trochę wolnego, to wracałam i robi mi się na to wspomnienie ciepło na sercu. I znów bach... O matko!!! Jesteś MATKĄ!!! To ja teraz jestem w tym miejscu, gdzie była moja mama te x lat temu. Takie trochę WOW!!! Ja? Dwójka dzieci? Obowiązki? Rytuały? Ciepło, bezpieczeństwo? Mama? To takie niesamowite, a tak często w biegu zwyczajnie o tym zapominamy. Obowiązków jest tyle, że wykonujemy je nie zastanawiając się po co, a może czasem warto sobie przypomnieć. Może wtedy, gdy zdamy sobie sprawę z tego, jak ważna jest nasza rola, ta codzienna rutyna przestanie być taka szara. Stawiamy sobie wysokie cele, pracujemy, robimy karierę taką czy inną i wkurza nas to, że musimy prać, sprzątać, gotować... Tak w koło Macieju, codziennie to samo... Ale pomyślmy sobie troszkę przewrotnie, przecież bez tych czynności nic by nie działało jak trzeba... Bez nas nie działałoby jak trzeba... Przypomnijcie sobie własne dzieciństwo, własne mamy i pomyślcie ile dla Was zrobiły... Dużo, prawda? Jesteśmy im wdzięczne, wspominamy z rozrzewnieniem, pamiętamy smaki, zapachy dzieciństwa... Może kiedyś, jak dobrze pójdzie, Wasze dzieci będą tak o Was myślały... Warto się o to postarać? Pewnie, że warto.


Zmęczenie każdego czasem dopada, rutyna wkrada się w życie nie tylko tych dzieciatych, każdy ma czasem dość, ale warto od czasu do czasu przypomnieć sobie naszą motywację. Ja sobie przypominam ją codziennie wieczorem, gdy układam do snu moja dwójkę rozrabiaków. Każde domaga się mamy, każde chce mieć swój czas, trzeba je utulić, wycałować, uśpić. Przypominam sobie każdego poranka, gdy po kolei szykuję śniadanka, ubieram, zbieram. Gdy zmieniam Filipkowi pościel, bo po raz kolejny zdarzył mu się wypadek. Gdy wtula się, bo jest mu źle, a jest już na tyle duży, że wie, gdzie szukać pocieszenia. Gdy Zosia po raz kolejny człapie przez mieszkanie ciągnąc poduszkę do karmienia, a ja już mam dość, bo wydaje mi się, że trochę przesadza. Gdy wspina się na blat kuchenny, bo nie chce już tylko przyglądać się z podłogi, co robię..., ona chce pomagać. To są takie chwile, gdy za każdym razem zdarza mi się wielkie WOW... O Matko, jestem MATKĄ!!! A to są moje dzieci i wszystko co robię, robię dla nich... Czasem się opędzam, czasem zwalam coś na męża, bo zwyczajnie mi się nie chce albo nie mogę się ze wszystkim wyrobić, czasem się wkurzam, ale dbanie o rodzinę, to jest coś co nigdy mi się nie znudzi... 

A jak to jest u Was? Walnie was czasem w głowę taka myśl, że to Wy, te dziewczyny, które jeszcze niedawno chodziły do szkoły, bawiły się na imprezach, nie musiały się zbytnio przejmować obowiązkami, że to Wy teraz musicie być odpowiedzialne, że jesteście matkami, żonami? Że jest dziecko, czasem dwoje, a czasem więcej...? Że to jest Wasza rodzina? To takie nieprawdopodobne, prawda?

4 komentarze:

  1. Wiesz co? Jestem matką od sześciu ponad lat i czasem mam wrażenie, że to do mnie nie dociera :) Że to nie jest tak jak wtedy kiedy ja byłam małą dziewczynka, o która dbała matka :)

    OdpowiedzUsuń
  2. O matko. Tak! I dalej nie dociera, bo ja przecież mam jeszcze pstro w głowie ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja sobie czasem wspominam... jedna impreza, druga, spontaniczny wyjazd, a potem ciach i się skończyło... Nie to, żeby mi tego brakowało, ale to takie dziwne, jak szybko się wszystko zmienia, jak pojawiają się dzieci ;)

      Usuń