środa, 21 października 2015

Dokąd tupta nocą jeż?

Zawsze mnie śmieszył obrazek rodziców zepchniętych na skraje łóżka, gdy dzieci rozciągają się w całej swej okazałości na środku. Nocne wędrówki, roszady wydawały mi się w opowieściach mocno przekoloryzowane. Niewyspanie i sposoby na walkę z nim... e tam, przecież zawsze jakoś to dziecko się odłoży i człowiek wyśpi się godnie w swoim łóżku.

Śmiałam się, to mam. Zaczęło się także i u nas. W zasadzie zaczęło się zaraz po pojawieniu się w naszym życiu Filipa, ale teraz zaczyna nabierać kształtów wcześniej przeze mnie wyśmiewanych. Gdy zobaczyłam dość sporych rozmiarów Pana Tatusia upchniętego w łóżku obok Filipa, z wbitymi w plecy barierkami, wiedziałam, że to już. Trwa już od dawna, ale dopiero ten widok mi to uświadomił.

Dość długo broniliśmy się przed rewolucyjnymi zmianami. Fifi nam to troszkę ułatwiał, bo nie bardzo pałał chęcią przytulania, wiszenia na matce, nie żądał spania w komplecie. Owszem, czasem go do siebie brałam, bo budził się w nocy tryliardy razy i tak mi było wygodniej. Musieliśmy zrezygnować z niektórych zwyczajów sypialnianych, takich jak żarcie paluszków i czytanie książek w łóżku, ale spaliśmy, jak Pan Bóg przykazał, we dwoje, czasem we troje, z pobudkami, ale przecież mieliśmy dziecko, to normalne, że coś się zmienia.

Wędrówki zaczęły się wraz z ciążą i wyemigrowaniem Filipa do pokoju obok. Wtedy wędrowałam tylko ja. Do łazienki, do Filipa, do kuchni, do łazienki, do Filipa, do łóżka. I tak co noc, i tak całymi nocami. Potem urodziła się Zofia i doszedł jeszcze jeden cel wędrówek. No i Fifi zaczął od czasu do czasu do nas zaglądać. Po trzech miesiącach, Zofia zaczęła wymagać więcej uwagi i wtedy właśnie Tatuś, a prywatnie mój Mąż wyczołgał się ze spaniem do salonu, a co za tym idzie zwaliłam na niego również wędrówki do Filipa, gdybym ja była akurat przyczepiona do Zosi. Wędrowałam zatem ja, wędrował Mąż, wędrowała Zofia z łóżeczka do łóżka, a z czasem zaczął wędrować nawet i Filip. Na chwilę obecną wędruje każdy, w każdym kierunku, no, może z wyjątkiem Zofii, która zwykle wędruje już koło 23-24 do mojego cycka i tam już zostaje. Pewnie niedługo i to się zmieni, bo Zośka robi się coraz bardziej mobilna. Póki wędrówki odbywają się w ciszy i dzieci się omijają, nie sprawia to większych kłopotów. Oprócz niewyspania, naszego oczywiście, bo włóczykijom raczej energii to nie odbiera. Czasem jednak całe stado ląduje u mnie w łóżku i wtedy opanowanie i uśpienie towarzystwa, to już zadanie z gwiazdką. Ale to zdarza się dość rzadko.

Najczęstszy scenariusz wygląda tak. Ja z Zofia na łóżku póki nie zaśnie. M. z Filipem, czyta mu książkę. Ja z Filipem na jego łóżku póki nie zaśnie. Ja z Zofią na łóżku. Filip z Tatą na kanapie w salonie. Tata z Filipem na jego łóżku. A nad ranem dowolność. Ja z Zofią lub ja z Filipem lub ja z dwójką, a czasem nawet z trójką. Oczywiście w przerwach między wycieczkami, każdy okupuje swoje posłanie, za wyjątkiem Zofii, która, jak już się do mnie przyklei, tak zostaje do rana. To ja czasem jej uciekam. W między czasie jeszcze parę wycieczek w celu nakrycia, zajrzenia, utulenia. I wiecie co, raz na jakiś czas coś się we mnie zbuntuje i próbuję z tym walczyć, ale źle się to kończy. Mój bunt powoduje dziecięcy bunt, a to w środku nocy nie jest wskazane więc odpuszczam. W końcu ja też, gdy byłam mała migrowałam do babci albo do rodziców. Co w tym złego. Kiedyś pewnie minie albo będzie się zdarzać rzadziej. Ważne, żeby uszczknąć sobie choć troszkę snu, nie ważne w jakiej konfiguracji. Bo matka niewyspana, to matka zła, rozkojarzona, a to niedobrze. Mam tylko takie marzenie... wielkie łóżko, bo moje jest duże, ale na takie stado przydałoby się większe. Może wtedy nie byłabym taka połamana co rano.


A swoją drogą, uwielbiam poranki, gdy wszyscy wylądują razem w wyrku i mogę z dzieciakami powylegiwać się w łóżku. Uwielbiam przytulanki i wygłupy. Kiedy nie musimy się śpieszyć, wszystko się wlecze własnym tempem. Takie poranki od dziecka kojarzą mi się ze Świętami, nie ważne, że za oknem deszczowy październik.

A jak jest u Was. Dzieci wędrują po nocach? A może od samego początku śpią z Wami?

2 komentarze:

  1. Omatko! Never ! U nas kazdy spi u siebie i nie ma upros.Konsekwencja to klucz do sukcesu w kazdej sprawie wychowawczej.Wyjatki to choroba lub zabki ale jak wszystko ok to kazdy ma swoje wyrko

    OdpowiedzUsuń
  2. Hehe, zycie:-) ale caly w tym urok.ja kieeeedys zapieralam sie ze nigdy,przenigdy nie bede spac z dxieckiem w lozku. A teraz? No coz.,, spie.:-)

    OdpowiedzUsuń