poniedziałek, 16 marca 2015

Miłość się rodzi...

Pierwsze dni po urodzeniu dzieci, zarówno jednego tak i drugiego, to był kosmos. Wszystko działo się szybko. Szpital, potem nowa sytuacja. Pierwszych tygodni po urodzeniu Filipa zwyczajnie nie pamiętam. Nawet zdjęć mam mało. Pamiętam, że szybko wyszliśmy na spacery, do rodziny, na zakupy. Ale wszystko działo się jakby siłą rozpędu. Nie pamiętam fali zachwytu, raczej instynkt, który nakazywał mi pewne zachowania. Bezgraniczne uwielbienie pojawiło się potem, dokładnie nie wiem kiedy, ale widać to choćby po ilości zdjęć w albumach. Zwyczajnie oszalałam. Zresztą co mi się dziwić, Fifi był cudnym dzieckiem. Nadal jest, ale teraz na inny sposób. W pewnym momencie nie mogłam sobie przypomnieć życia bez niego, zakochałam się i każdego chciała zarazić tą miłością.
Z Zosią było podobnie, a zarazem inaczej. Gdy dostałam ją do przytulenia po cesarce byłam bardziej świadoma tego co się dzieje. Łzy, które mi wtedy popłynęły, też były bardziej świadome. Poprzednim razem też były łzy, ale tak jakby wymuszone, bo trzeba się wzruszyć w takim momencie. Pamiętam, jak ktoś na sali operacyjnej zapytał czemu nie płaczę więc zapłakałam. Teraz tego żałuję, że nie wymogłam na nich, żeby mi go dali na dłużej, żebym mogła poczuć to, co czułam przy Zosi, ale też usprawiedliwiam się, że wtedy niewiele mogłam. Taki szpital, takie podejście, a we mnie żal o stracone minuty, godziny dni. Z Zosią w szpitalu był nasz czas i wszyscy starali się nam go ułatwić.
Może dlatego mój zachwyt do Zosi przychodził stopniowo od początku po trochu, a nie tak jak poprzednio, nagle się pojawił po pewnym czasie.  A może dlatego, że z Filipem w domu, miałam mało czasu, żeby delektować się niemowlaczkiem. Wieczorami, gdy zamykałam się z nią w sypialni te wszystkie uczucia rozkwitały, ale w dzień, w pogoni za Filipem, ciężko mi było się skupić na tym co czuję. Czasem rano, gdy nie musiałam jeszcze wstawać, patrzyłam jakie minki strzela przez sen i wzruszałam się strasznie. A za chwilę trzeba było ruszyć do obowiązków matki dwójki dzieci. Były też momenty, kiedy zwyczajnie winiłam Zosię, za brak czasu dla Filipa, za to, że teraz on jest zagubiony, że traci na tym, że pojawiła się Zosinka. To był czas, kiedy Zosię męczyły kolki, wrzaski nie ustawały do północy, a czasem jeszcze dłużej. Fifi nie mógł spać, a ja nie mogłam go utulić. Wtedy były momenty, że Zosi nie lubiłam, a za chwilkę tuliłam ją, bo nie mogłam patrzeć, jak cierpi. Nie wiedziałam co czuję, co się ze mną dzieje.
W pierwszej chwili, gdy zostałam z Zosią sama, zabrałam się za prace domowe. Zosia jest mniej absorbująca niż był Fifi, ale to dzieciaczek więc trzeba mu poświęcić czas. Gdy się za coś zabierałam, a ona się nudziła i pokrzykiwała, zwyczajnie się irytowałam. Szybko zrozumiałam, że nie tędy droga. Mój malutki bobasek szybko rośnie, rozwija się, a ja powinnam się tym cieszyć, a nie ciągle za czymś gonić. Przecież można sobie niektóre rzeczy odpuścić. I powiem Wam, ostatnie dni zachwycam się córką. Turlamy się po podłodze, gadamy, rozśmieszamy, trochę nosimy, trochę śpimy, trochę leżymy. Oczywiście w międzyczasie robię wszystko inne, ale nie w pośpiechu, z uśmiechem na ustach. Można powiedzieć, że robimy to razem, bo gdzie ja, tam i Zosia. Bo zakochałam się we własnej córce, że hej.
A potem wraca Fifula i to jest bardziej jego czas. Wtedy bawimy się i przytulamy, a Tatuś przejmuje Zosinę. Czasem wylegujemy się na kocyku całym stadem. Każdy ma czas dla siebie i każdy ma czas dla każdego. Jest fajnie.
Z perspektywy czasu, żałuję, że nie miałam tej świadomości, jak urodził się Filip. Wtedy nie wiedziałam co z nim robić. To ciągłe zabawianie niemowlaka, gdy tyle rzeczy do zrobienia mnie męczyło, nie potrafiłam się wyłączyć. Żałuję, bardzo żałuję, ale czasu nie cofnę. Tak już jest, że przy pierwszym dziecku człowiek troszkę błądzi. Mi nie miał kto doradzić i teraz widzę, jakie błędy popełniałam. Staram się je naprawić teraz i staram się nie popełnić ich przy Zosi, ale też wiem, że pewnie popełnię inne. Może za troszkę zdecydujemy się na trzecie dziecko, a wtedy będę jeszcze mądrzejsza. Jedno jest pewne, nie ważne jak się rodziła miłość, ważne, że jest to najsilniejsze uczucie jakie czułam w życiu. Kocham moje dzieci ponad wszystko. Potrzebowałam trochę czasu, żeby dojść z tym do ładu, żeby zacząć się tym cieszyć, ale ten czas nadszedł. Nie obiecuję, że nie będę narzekać, bo takie życie, ale obiecuję, że będę się zachwycać swoimi dziećmi.

8 komentarzy:

  1. Ja nadal walczę o drugie szczęście.....Wiesz, miałam z córka podobnie - też niewiele pamiętam z dni po wyjściu ze szpitala :( zdjęć mało mimo, że mam na ich punkcie obsesję, tyle do zrobienia i wogóle, mam wrażenie, że mało czasu jej poświęcałam choć w domu zostałam z nią baaaardzo długo! Teraz wiem, że z drugim byłoby inaczej. Pięknie, że potrafisz dzielić swój czas na dwoje!!!!!!!!!! To BARDZO ważne, by starsze nie czuło zazdrości i żalu :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja mam wrażenie, że dopiero teraz poświęcam Filipowi tyle czasu, ile on potrzebuje, mimo że przecież mam go mniej. Po prostu korzystam z każdej chwili... A zazdrości jakoś nie widzę...

      Usuń
  2. Ja pamiętam wszystko odkąd Dasiek skończył 3 miesiące, po uporaniu się ze szpitalem i depresją wreszcie mogłam cieszyć się chwilą. Właśnie przy drugim i trzecim dziecku coraz bardziej docenia się te momenty indywidualne ale także wspólne...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja pamiętam, ale to nie był nasz czas... Wiecznie rodzina czegoś chciała, każdy wolny dzień u nich, bo oni chcą z wnuka korzystać, ja byłam odpychana... Tak na maksa zaczęliśmy życie rodzinne, jak pojawiła się druga ciąża... Wtedy rodzina poszła w odstawkę i korzystaliśmy ile się da... i tak nam zostało;)

      Usuń
  3. Błędy popełniać będziemy zawsze.Ja też muszę się czasem zastopować, by poświęcić czas dla obojga, by nie dać się irytacji. I tak nie jest łatwo, widzę że Lulka mimo wszystko chwilowo jest troszkę odstawiona na bok. Ale się poprawia choćby przez to, że coraz sprawniej idzie nam karmienie, więc więcej czasu mam dla nich. I powoli zaczynają obie spędzać czas razem, na jednej macie chociażby. Lulka tego potzrebuje, widzę po niej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U nas jest o wiele lepiej odkąd Fi chodzi do żłobka, ale gdy ostatni tydzień siedział w domu łatwo nie było... Chcąc nie chcąc, raz na jakiś czas musiałam go "olać" i zająć się Zosią... I u nas też już zaczynają się wspólne wylegiwania na podłodze;)

      Usuń
  4. Mam ostatnio podobnie chłonę moje dzieci i zachwycam się nimi bez końca, cieszę się każdym ich uśmiechem i każdą chwilą z nimi spędzoną :)

    OdpowiedzUsuń